Komentarze: 8
Oglądam telenowele brazylijskie/argentyjskie/itp. Nie nałogowo,ale zdarza się raz na tydzień.Zazwyczaj mogę nie ogladać przez 3 tyg. serialu a i tak wiadomo co się wydarzy. Dlaczego to robię? Nie dlatego, że szaleje za Luisem de Fernado De La Fuende Konczitas który kocha Marię z Przedmieścia albo jakąś inna Marię Abelardo z domu Rodrigez , tylko dlatego,że tam zawsze wszystko kończy się dobrze.
Jak się para kochanków zakocha w sobie to z góry widomo,że będą razem w ostatnim odcinku nr.2004. Bo tam nie ma rzeczywistości,tam jest inny świat.Daleko mi do niego,ba! nawet się o niego nie otrę.
I nie dziwię się zdewociałym babciom, siedzącym z drucikami i wełenką przed srebrnym ekranem.Nie dziwię się że przeżywają serial jak własne życie.Bo one by chciały stać się taką Marią z Przedmieścia.Na chwilkę.Na małą chwilkę.
Telenowele nauczyły mnie jeszcze jednego: nie warto knuć intryg. Bo zawsze te baby,które w serialu coś kombinowały i tak nie zdobywały faceta i jego kasy,ale przegrywały. Lepiej się wiodło szczerym,biednym i pobożnym panienkom.Więc nie oszukuję i staram się być "czysta".Jeszcze mało jest rezultatów tego i obrywa mi się dosyć często, ale czy nie warto?
Sama nie wiem po co to wszystko.